10 września 2006

Moja tak zwana życiowa szansa:

Wielkie przygotowania do wyjazdu, na który chwilowo straciłam już nawet ochotę... :( Chodzę po domu, płaczę i głośno wszystkich informuję, że „JA JUŻ NIE CHCĘ DO TEJ GŁUPIEJ HISZPANII!!!!!!!!!!!”. Nikt się tym szczególnie nie przejmuje, wszyscy tylko mówią, że będzie fajnie i mam nie marudzić... Pewnie mają rację, ale nawet jeśli – dojdę do tego chyba dopiero za jakiś czas (pewnie dość długi...).

Obcięłam i zafarbowałam włosy, zrobiłam porządek z zębami i oczami... Kupiłam i spakowałam olbrzymią torbę, swoją i tak sporą kolekcję ciuchów powiększyłam o sztuk „kilka”, powypisywałam tony papierków, zrobiłam dziesiątki zdjęć legitymacyjnych, nauczyłam się – choć kosztowało mnie to trochę nerwów - ściągać sterowniki do mojego starego laptopa (znów te zabawy w informatyka:) ), posprzątałam nawet w pokoju i co nieco w swoim życiu... Przez ostatnie dni zrobiłam więcej, niż robię zwykle w ciągu roku :P [Wielkie dzięki dla mojej MAMY w tym miejscu, gdyby nie ona, pewnie do dzisiaj zastanawiałabym się, od czego zacząć swe przygotowania...]

Ale i tak nie czuję się spełniona... Zostawiam tu niemal wszystko i wszystkich, co mi najdroższe... Niektórych nawet być może nie ujrzę już nigdy więcej...

Idę dalej płakać...