28 listopada 2006

Wiadra i gazety.

Jako, że nic ciekawego się dziś nie wydarzyło (trudno, żeby było megaciekawie, jak człowiek ma zajęcia od 9 do 18 z jedną tylko jednogodzinną przerwą…), postanowiłam opisać tu dziś króciutko metody antypowodziowe, jakie stosuje się na naszym kochanym CUVI.

Otóż, moi kochani, nie tylko w Polsce stykamy się na co dzień z mniejszymi czy większymi absurdami… Bo czyż może być coś bardziej „logicznego”, niż podkładanie dziesiątek plastikowych pojemników, wiader i rozkładanie gazet w miejscach, gdzie LEJE SIĘ Z DACHU? (w toaletach, bardzo zresztą ładnych, wiader ani tych innych się nie podkłada… Jak ma się trochę szczęścia, to poza załatwieniem spraw w tym miejscu oczywistych, można się dodatkowo załapać na darmowe mycie pleców lub pranie dolnej części nogawek spodni) Wierzcie lub nie, ale takich miejsc na naszej uczelni są dziesiątki… Konkluzje? Uczcie się, rodacy moi kochani, jak się pewne rzeczy załatwia na zachodzie :]

A tak by the way, to jeśli dotychczas uważaliście polskie budownictwo za niezbyt udane/logiczne/sensowne/mądre/ładne/estetyczne/praktyczne/dobrze przemyślane (niepotrzebne skreślić) – zapraszam do naszej kuchni, a konkretniej zabudowanego balkonu, na który się z kuchni wychodzi. Nie za bardzo wiem, jak to opisać, więc postanowiłam zamieścić zdjęcie… Dodam tylko, bo fotka chyba nie oddaje całego klimatu, że przez DZIURSKA, które są dookoła tych rur nieomal wpadł do nas ostatnimi czasy z wizytą wróbelek… Czy muszę nadmieniać poza tym, że lodowaty wiatr wpada bez jakichkolwiek zapowiedzi, w prezencie przynosząc sporo wilgoci?

Hiszpanom gratulujemy pomysłowości :)

Besos,
Dumna z Polskiego Narodu M.