26 listopada 2006

Zimno...

Zimniutko się robi, kochani, zimniutko… To znaczy, na dworze nie jest jakoś fatalnie, ale we własnych czterech ścianach nie zawsze jest już super komfortowo. Pociesza mnie fakt, że ja do zmarzlaków nie należę, ale wyobraźcie sobie, co muszą przeżywać Gosia czy Basia, skoro nawet ja czasem odczuwam tu chłód ;)

Na obiad dziś pyszna pizza w wykonaniu Margo (zrehabilitowała się dziewczyna po tym zeszłotygodniowym „wybryku” ;)). Człowiek najedzony to człowiek szczęśliwy, więc dzień minął całkiem sympatycznie. Tylko roboty na uczelnię niestety miałyśmy sporo, co uniemożliwiło nam spełnić marzenie Leandro-Włocha na dziś, jakim było spotkanie się z nami… No cóż, bywa…