02 stycznia 2007

Fuksja mnie prześladuje ;)

Czyż może być coś piękniejszego dla kobiety, niż udane zakupy już drugiego dnia Nowego Roku? Fakt faktem, że nigdy do wielkich zakupowych fanek nie należałam, ale od czasu do czasu jednak miło sprezentować sobie coś drobnego… Zwłaszcza, kiedy jest to początek roku, a ludzie dookoła chodzą w bluzkach na ramiączkach – tak ciepło dziś było!

Udałyśmy się z Margo do centrum handlowego (takie wypaśne cudeńko, a ja byłam tam dziś dopiero po raz pierwszy… matko jedyna, serio mało czasu wolnego miałam dotychczas…). Pobuszowałyśmy, pobuszowałyśmy i… doszłyśmy do wniosku, że hiszpańska moda to chyba jednak nie dla nas została stworzona! ;) Jak widzę te wszystkie złocisto-srebrne stroje, to zastanawiam się, dla kogo oni to w ogóle szyją? No, nieważne, każdy ma swój styl :)

Gosia, niestety, nie kupiła sobie nic. Mnie udało się wyłowić w H&Mie zwykłą czarną koszulkę na ramiączkach w białe paseczki (takie cuś, co zawsze się przyda i czego nigdy za dużo, a że zmieściłam się w rozmiar „S”, to musiałam zakupić!). W innym sklepie zaś znalazłam sweterek w kolorze fuksji (hehe, mam nadzieję, że wszyscy się orientują?), za „całe” 4 Euro! :) Nie wnikam już w system sprzedaży tych sweterków, bo ceny wahały się od 9,90 do wcześniej wspomnianych 4 Euro (były różne fasony i kolory, to fakt, ale zdarzały się fasony i kolory identyczne w dwóch różnych cenach, więc…), ważne, że sweterek w moim rozmiarze, że mi w nim chyba nawet do twarzy i… i że fuksja, bo to chyba najlepsza jak dotąd pamiątka z Hiszpanii;)

Znalazłam jeszcze kilka innych fajnych rzeczy, ale ceny niestety zniechęcały nawet do samego tylko mierzenia, więc dałam spokój…

Poza zakupami ciuchowymi postanowiłyśmy jeszcze z Margo zapełnić nasz barek, bo nieco ostatnio świecił pustkami ;) A potem zrobiłyśmy ogromniastą vueltę po niemalże caluteńkim Vigo, po drodze odwiedzając Chrisa-Amerykanina i Jessę-Belgijkę i… w ich towarzystwie wróciłyśmy do domu. Siedzieli do północy… Taka kolejna hiszpańska niepisana tradycja ;) Potem jeszcze tylko filmik na dobranoc i o 3 wreszcie udało się nam wybrać do łóżek…

Uff, co za dzień!

Buziaki,

M. (jak Mójulubionyostatnimiczasykolorfuksja)

P.S. Na ile wiem z SMSów, to Leandro bawił się w Polsce wyśmienicie. Odwiedził też już Kraków (w którym, jak wszystko dobrze pójdzie, spędzi kilka miesięcy na stypendium) i zakochał się w tym naszym cudnym polskim mieście… No cóż, zawsze wiedziałam, że nasz kraj jest wyjątkowy!