29 maja 2007

(prawie) bezrobotna i (prawie) zakochana…

Korzystając z okazji i mając kilkanaście wolnych minut, a także będąc sprytną i chcąc uniknąć konieczności odpisywania na wszystkie maile z osobna ;), postanowiłam skrobnąć co nieco w temacie nowości na blogu. Ha! Jestem wspaniała :)
Tym razem mniej chronologicznie, a bardziej blokami tematycznymi…

LEKCJE PRYWATNE

W zeszły poniedziałek wyszłam od „Aniołów” z płaczem… Dzieciaki dały mi nieźle popalić, ja na ich lekcje chodziłam ostatnimi czasy zestresowana i w końcu wyszło jak wyszło… Chciałam zrezygnować z tych zajęć, ale Marta – mama trójki diablątek – poprosiła o jeszcze jedną szansę :) Jest trochę lepiej, znów dokonaliśmy małych zmian taktyczno-pedagogicznych… Niemniej jednak, okroiliśmy też nieco to wszystko godzinowo, co oznacza niższe stawki ;)
Małe Murzyniątko okazało się sprytną bestią, ma 7 lat, a całe niemal zajęcia (60minut) prowadzę z nim po angielsku!!! To dopiero komfort :) Bawimy się trochę, trochę się uczymy, czyli jestem taką nauczycielką-babysitter i jak dotąd jest fajnie. Ciekawe tylko, jak szybko się sobą znudzimy ;) Muszę jedynie pamiętać, żeby nie wygrywać zbyt często, jak w coś gramy, bo może dojść kiedyś do rękoczynów ;)
Mój najstarszy uczeń, Aitor, prawdopodobnie dziś właśnie przestał moim uczniem być, bo w tym tygodniu ma jakieś wycieczki, imprezy i takie tam, a od przyszłego już raczej nie będzie mnie potrzebował. Jeśli będę miała mieć z nim jeszcze lekcje – zadzwonią do mnie. Stałam się dziewczyną na telefon po raz kolejny ;)

Jak więc widzicie, powolutku staję się coraz bardziej bezrobotna, co – nie będę ukrywać – nawet mnie cieszy, bo co zarobiłam to moje, a czas wolny na okres sesyjno-wakacyjny JAK NAJBARDZIEJ MILE WIDZIANY :)

OPALENIZNA, POGODA I TE TAKIE…

Pogoda u nas ostatnio absolutnie nie-hiszpańska. Zapowiadano deszcze na cały weekend i końcówkę tygodnia. Nie padało aż tyle, niemniej jednak zdążyłam parę razy wrócić do domu kompletnie przemoczona… Zrobiło się też „chłodnawo” (płaszcz znowu w akcji), czyli temperatury spadły do jakichś 14-18 stopni za dnia…
Aktualnie wygląda na to, że zacznie się polepszać… Choć kto wie, jaka w tej kwestii będzie Wola Boża ;) Niestety, wiele terenów Hiszpanii ucierpiało dość znacznie z powodu tych ostatnich opadów… Galicja jednak na to zbyt górzysta – tu potoki na ulicach robią się tylko na parę chwil, a potem płyną dalej…

Moja spalenizno-opalenizna z 18 maja przybrała już kolory dość znośne i przyjemne dla ludzkiego oka ;) Najbardziej ucierpiała tylna część nóg, która z czerwonej przemieniła się w sinofioletową, by ostatecznie nieco zbrązowieć… Normalnie chodzę dopiero od piątku, czyli nacierpiałam się przez calutki tydzień, kulejąc, mając kompletnie spuchnięte łydki itp…
Najprzyjemniejszą częścią całej tej akcji plażowej jest… schodząca skóra! Ci, co mnie znają wiedzą, że uwielbiam zarówno „obierać” ludzi ze schodzących płatów skóry, a jeszcze większą przyjemność sprawia mi bycie „obieraną”. Możecie więc wyobrazić sobie me szczęście, gdy zaczęły mi się łuszczyć najpierw plecy, a potem obie nóżki ;)
Plecy obierał Darragh, nogi Gosia i Basia… Ogłoszony został nawet konkurs na to, kto zedrze jednorazowo większy płat ;) (takiego czegoś jak długo żyję nie widziałam… Moja schodząca skóra jest cudowna…). Konkurs wygrała Basia, płat został udokumentowany fotograficznie. Niedowiarkom mogę zaprezentować po powrocie do domu, bo zabieram ten kawałeczek ze sobą :P

SUKCES UCZELNIANY ;)

Za osobisty sukces (choć małego wymiaru, to jednak cieszy) uważam swoją pierwszą matrículę de honor (czyli 10). Otrzymałam ją z części egzaminu z… łaciny! :) Niech żyje HIC HAEC HOC y cała ta reszta ;)

KOLEJNY LICENCJAT W WEEKEND

Weekend 26 i 27 maja spędziłam znów na pisaniu pracy (aczkolwiek nie powiem, że – jak to miało miejsce ostatnim razem – nie odchodziłam znów przez 48 godzin od komputera… Bo tu bym skłamała i to zdrowo;))… Tym razem praca była indywidualna, w temacie pedagogiczno-psychologicznym.
Nie napisałam zbyt wiele… Ot, bagatela, 37 stroniczek ;) Fakt faktem, że część na zasadzie „kopiuj-wklej”, niemniej jednak „trochę” twórczości własnej też jest…
Ponawiam swą ofertę na weekendowe prace licencjackie ;)

IRISH MAN, POLISH WOMAN, SPANISH CUSTOM…

„Tytuł” tego podrozdziału pozostanie chyba bez wyjaśnień, bo jest zabawny tylko dla mieszkańców Castelao ;)
W kwestii Darragh jednak… Wrócił w czwartek, od tego czasu widujemy się codziennie, choć nie zawsze są to spotkania szczególnie długie… Wyjeżdża w sobotę, więc nie za wiele czasu nam zostało… Co się będzie działo potem – nie wie tego nikt :) Konkretne pytania proszę słać mailowo, na co dam radę, na to odpowiem :)


No i tyle chyba z ciekawostek… Wrzucam kilka fotek, tak żeby co nieco dla oka też było… Czekam na wieści z Waszej strony, całuję mocno,

M. jak Maybe…