24 września 2006

PRZYZWYCZAJAM SIĘ DO SJESTY:)

Niedziela minęła bardzo spokojnie. Spałyśmy gdzieś do 9 (matko, robię się tu dziwna…), potem śniadanko, msza (jak fajnie, że dziewczyny też chodzą do kościoła. Nie liczyłam na to kompletnie, myślałam, że będę skazana na samotne wyprawy tego pokroju)… Padało trochę od rana… Ale już powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać ;)

Obiad dziś miałyśmy typowo niedzielny, taki pierwszy w sumie megastereotypowy obiad w Hiszpanii: kotlety z piersi kurczaka, ziemniaki i sałatkę z pomidorów. Pycha było!:) Jak zabieramy się do gotowania wszystkie trzy, to wychodzi nam to całkiem ładnie i zgrabnie, bo każda coś zrobi i idzie dużo szybciej i przyjemniej, bo przy okazji rozmawiamy, śpiewamy i tańczymy… :)

Popołudnie… przespałam!! Zaczyna na mnie działać sjesta :P Cholera, muszę z tym zacząć jakoś walczyć… Być może wynika to stąd, że póki co nie mam dużo roboty na uczelnię, jak trzeba będzie już coś robić, to nie ma zmiłuj, nie będzie drzemania ;)

A teraz mamy już 19 i mam w planie wybyć zaraz do kafejki, żeby Wam te wszystkie informacje zamieścić na blogu. Pozdrawiam i całuję!

M.

P.S. Znam już kod pocztowy – 36 209 (sąsiedzi z naprzeciwka znali, hurra!)

P.S.2 Zadzwoniła dziś do mnie Chrzestna, która – dzięki mojej mamie – zaczęła czytać tego bloga. Wow, robię się popularna ;) Dobrze tylko, że wybrałam blogspot, może chociaż obcy z Polski nie będą tego czytać (w sumie, to i tak by ich to chyba nie interesowało) :) Bo dla rodziny i znajomych jest oczywiście ogólnodostępny :) Dziękuję, Ciociu, za telefon. To była bardzo miła niespodzianka :)

BESOS PARA TODOS (kolejna lekcja hiszpańskiego;) – „całuski dla wszystkich”)