03 stycznia 2007

Dziwnie tak jakoś…

Dziś dzień troszkę zakupowy, troszkę kulinarny (Gosia nauczyła mnie robić tortillę, wyszła nam pycha!), troszkę „niewypałowy” – farbowałam Margo włosy i zdecydowanie nie jest zadowolona z koloru…:(

Pogoda za oknem piękna, świeci słoneczko, mewy od samego rana dają czadu… Niby żyć, nie umierać. A jednak… Nie wiem, dziwnie tak jakoś… Gdyby dziś zapytano mnie, czego pragnę – odpowiedziałabym, że wrócić do Polski! I to tak już, teraz, zaraz… I najlepiej na zawsze… Mam kryzys… Tęsknię… Chce mi się płakać… W sumie, to nawet płaczę… Mam tak po raz pierwszy od kiedy tu jestem i boję się najbliższych dni, bo wiem, że (znając mnie i moje możliwości) może być jeszcze gorzej…

Oby było lepiej, trzymajcie kciuki, bo w końcu jeszcze 2/3 mojego pobytu tutaj przede mną… Muszę chyba po prostu znów przyzwyczaić się do tutejszego życia… Za miesiąc będę zapewne martwić się tym, że znów minął kolejny dzień, i że mój pobyt w Vigo już wkrótce dobiegnie końca… Póki co, niestety, jak to ja w kryzysie, odliczam…

Do końca czerwca jeszcze 179 dni…

Mój Boże…

M. jak Melancholia