27 września 2006

ZIEMNIAKI W TRZECH POSTACIACH


Wygląda na to, że z łaciną może nam się nieco upiec – jest już wysoce prawdopodobne, że zorganizują osobny kurs łaciny dla obcokrajowców. Oczywiście będziemy musieli zdawać egzamin, uczyć się itd., nie że taki lajcik kompletny, ale… jednak co KOMPLETNIE od zera, to kompletnie do zera :) Nadzieja mnie nie opuszcza ;)
Pani lub też Pan profesor od angielskiego wciąż jest postacią zagadkową dla całego uniwersytetu. Ale, jak to mawiają, nie ma tego złego… Poszłyśmy z Gosią na zajęcia z niemieckiego, babka jest supermiła (przynajmniej takie pierwsze wrażenie) i powiedziała nam, że ona rozumie sytuację Erasmusowców, że chcemy w zasadzie kredyty tylko zdobyć tym przedmiotem itd., i że skoro nie pasują nam godziny wyższych poziomów, a niemiecki już znamy, to oczywiście, że mogę chodzić tylko na zajęcia w środy (jedyna godzina, która mi nie koliduje z planem – przyp.red. ;p), a nawet w ogóle mogę nie chodzić! No, i to to ja rozumiem :) Póki co mam ambitny plan wstawania na ten niemiecki (bo to są moje pierwsze zajęcia w środy i mogłabym niby pospać dłużej), bo wdzięczna jestem tej pani za takie potraktowanie nas, a poza tym – podszlifuję podstawy ;) Ich bin, du bist… będzie zabawnie ;) Może to nawet lepsze niż angielski, bo z niemieckim już dłuuuuuuuugo kontaktu nie miałam i nawet takie kompletne podstawy pozwolą mi może odnaleźć te szare komórki, w których znajdują się informacje o Deutschu :)
Dziś miałyśmy z Gosią spotkanie z wcześniej już wspomnianą panią Cabezą. Liczyłam na to, że wyjdę z niego zadowolona i kompletnie świadoma już wszystkiego, co mnie w najbliższej przyszłości czeka. Okazało się, że babka była kompletnie zaskoczona, że już mamy ułożony prawie caluteńki plan… W zasadzie nie powiedziała nam niczego nowego :/ Nawet kredytów ECTS nie potrafiła nam przeliczyć. Kazała nam na oko ilość przedmiotów wybierać :/ Extra wszystko, ale jak wrócę do Polski i się okaże, że mam ich za mało, to nie wiem co zrobię… Póki co o tym nie myślę, teoretycznie mam trochę kredytów zapasu w tym semestrze. Będę się martwić po powrocie :)
A tak w ogóle, to gdy porównuję plan 4 roku w Polsce z tym moim tutaj, to czuję, że będę tu harować ;) te lenie mają znowu dzień wolny i malutko zajęć, malutko… W zasadzie, gdyby nie „hiszpański dla obcokrajowców”, który będzie się odbywał 3 razy w tygodniu i trwał do 19, to też nie mogłabym jakoś strasznie narzekać na ten swój plan. Ale jako, ze jest… Dam radę. Albo, jak woli Gosia – pochytam :)
Na koniec dzisiejszego posta wyjaśniam jego tytuł. Jadłam dziś na uczelni ziemniaki w 3 postaciach, czyli danie składające się z tortilli (bazą są ziemniaki i jajka), frytek i sałatki (nieco przypominającej naszą tradycyjną warzywną, ale z odrobiną tuńczyka). Do tego oczywiście bułeczka. My God, jak można robić taką mieszankę? Ale przyznać muszę, że było bardzo smaczne. I z całą pewnością SYCĄCE :)
Besos,
M.