16 października 2006

Zombie

Ech… Jednak jak człowiek wraca do domu po północy, a wstać musi o 6 rano (dziś wcześniej niż zwykle, bo musiałam jeszcze pracę małą na językoznawstwo na kompie przepisać), to nie jest to najlepsza konfiguracja. Zwłaszcza, jeśli ostatnim razem wyspał się tak naprawdę… jakieś pięć nocy wcześniej ;) Nie skłamię dziś z całą pewnością stwierdzając, że idąc (a raczej jadąc) na uczelnię wyglądałam jak zombie. Tyle ledwo przespanych nocy daje się we znaki chyba każdemu… Oczy podkrążone do tego stopnia, że – jak z rozbawieniem uznała Gosia – zrobiły mi się już zmarszczki (mam nadzieję, że to tylko tymczasowe), ziewałam non stop, a na pierwszych rannych zajęciach prawie zasnęłam (a siedzę w pierwszym rzędzie:)). Jedynym pocieszeniem jest fakt, że połowa studentów wyglądała dziś w miarę podobnie – widać wszyscy należycie spędzili długi weekend ;)

Zajęcia minęły nawet dość szybko (co dziwne, bo dziś pobijałam rekord – od 9 do 20), kawa z uczelnianej kawiarenki doprowadziła mnie do jako-takiego porządku, więc nie było najgorzej. I czuję się znów jak w domu po pobycie poza granicami mojego kochanego miasta (już się przyzwyczajam do życia tutaj i powoli zaczynam się czuć jak tubylec, choć w zasadzie tylu rzeczy jeszcze o Vigo nie wiem…) – LEJE :)

Wieczorkiem przyjechały (w zasadzie przyleciały) w odwiedziny Roksana i Magda (nasze koleżanki z roku – to informacja dla mniej zorientowanych w temacie), pobędą u nas około 5 dni, więc rytm naszego tutejszego życia zostanie nieco urozmaicony :) Bardzo się cieszę na te odwiedziny bo, choć wyspać przyjdzie mi się dopiero w weekend albo i kiedyśtam w przyszłości, to jednak zawsze to jakaś odmiana, mieć u siebie gości :) Zbierajcie kasę, Kochani, i też przyjeżdżajcie :)

Tyle z dnia dzisiejszego, jak człowiek 11 godzin spędza na uczelni (plus prawie dwie w autobusie), to trudno, żeby działo się Bóg wie jak wiele… I dobrze, mniej macie do czytania ;)

Mirella – Estrella de Galicia

P.S. Jak widzicie, mam nową ksywkę. Dla tych, którzy hiszpańskiego nie znają (a powinni :P) zamieszczam tłumaczenie: Mirella-gwiazda z Galicji (gwiazda Galicji). Dla całej reszty (bo to wiedzą już pewnie tylko nieliczni) – jest tutaj takie piwo :P Na całe szczęście, nie tak do końca moje nowe przezwisko jest „piwne”, bo koledze po prostu Mirella zrymowało się pewnego dnia z estrella (czyż nie ładne, być rymem do gwiazdy?:)), a dziś skojarzyło mu się to z tą nazwą i tak już chwilowo zostało… Zobaczymy, jak długo będę lśnić swym blaskiem ;)