09 października 2006

„Mam dużego ch…”

Na wstępie – wybaczcie mi tytuł tego posta, ale słowa te nie są moje, a gdybym ich nie zacytowała – Gosia by mi nie wybaczyła ;) Ale, od początku…

Dzień sam w sobie był dość nudny i nie za wiele jest do opisywania. Jeden tylko szczegół muszę tu uwiecznić. Poznałyśmy z Gosią Abrama – Hiszpana, który rok temu spędził 10 miesięcy w Poznaniu. Abram mówi całkiem nieźle po polsku, byłyśmy bardzo mile zaskoczone (że już nie wspomnę, że potrafi śpiewać „Hej sokoły”, „Zawsze tam gdzie ty” i parę innych polskich piosenek), ale oczywiście najlepiej wychodzą mu zdania z ogromną ilością przekleństw, które – jak uznał – są fantastyczne. Nie będę tu cytować wszystkiego, co powiedział, bo moja kochana rodzinka chyba by tego nie zniosła, ale tekst z tytułu muszę tu zamieścić :) Abram rzeczywiście w pewnym momencie wypalił z tekstem „mam dużego ch…”, co samo w sobie już było dość zabawne, jako że było takie trochę bez kontekstu, ale myślałam, że padnę, jak Gosia zapytała „ooo, a masz?”. Chłopak kompletnie się nie przejął, popatrzył na Gosię i powiedział „nieeee, średni… naprawdę, średni, normalny”… Znowu się popłakałam ze śmiechu, na samo wspomnienie tego jego poważnego tonu :)
Kiedy na odchodnym Abram zapytał, czy mamy jeszcze lekcje, a my przytaknęłyśmy, usłyszałyśmy „No to chujowa sytuacja”. I wiecie co? W pełni się zgadzam ;)

I tyle z poniedziałku. Idę spać, bo padam ze zmęczenia :)