13 listopada 2006

Druga miesięcznica

Czas pędzi nieubłaganie i dziś właśnie mijają dokładnie dwa miesiące, od kiedy postawiłam swe stopy na ziemi galicyjskiej. Mogę o pobycie tutaj powiedzieć i wiele i niewiele jednocześnie, ale jedno jest pewne – nie żałuję swojej decyzji! :)

Jeśli denerwował kogoś fakt, że mamy tu w Hiszpanii słońce, to napiszę na pocieszenie, że pogoda u nas w Vigo wciąż ładna, ale ranki i wieczory należą już zdecydowanie do tych jesiennych (czytajcie – nigdy więcej imprez w sukienkach/spódniczkach!:)).

Z wiadomości bieżących i nieco szokujących:

- 315 Euro – tyle właśnie wynosi rekordowa jak dotąd kwota, którą przyjdzie Polakom zapłacić w Hiszpanii za naprawę zęba! (Dotychczas prowadziła Justyna, ale właśnie dziś została pokonana… Kto następny? Oby następnych nie było…)
- znów odwieziono nas do domku samochodem na francuskich rejestracjach. Któż to taki mógł siedzieć za kółkiem? :)
- w domu niespodzianka – różowa kartka z krówką w kopercie zaadresowanej do mnie (rodzice mają już obsesję na punkcie tego koloru… ze mną zresztą zaczyna być podobnie;)), w dodatku kartka skąpana w szamponie, ale po szczegóły proszę kierować się do mojej mamy
- Margo (tak obecnie mówię na Gosię, let’s see czy w Hiszpanii też mam taki wpływ na ksywki znajomych, jak to ma miejsce w Polsce) nie czuje się dziś najlepiej, ale doprowadzimy ją do stanu używalności ;) Tylko potrzebne nam chyba będzie nieco więcej butelek po wodzie mineralnej :P
- czas pouczyć się łaciny, bo jutro pierwsze kolokwium. I to nie dość, że pierwsze z łaciny, to jeszcze pierwsze w Hiszpanii :) No, to jedziemy…

Rosa, rosae, rosae…