05 listopada 2006

Weekend

Jeśli spodziewacie się kolejnego opisu jakiejś imprezy, to muszę Was tym razem zawieść. No chyba, że o opowieść poprosicie Gosię, bo ona i owszem, udała się do centrum w sobotnią noc :)

Sobota i niedziela to były kolejne piękne i słoneczne dni, jedynie w niedzielne popołudnie przytrafiła nam się mała ulewa. Większość czasu spędziłam na jakichś papierkowych robotach związanych z uczelnią, a jedyną rozrywką tego weekendu był zakup dwóch par kolczyków u Chińczyka ;)

Gosia na imprezę musiała się udać beze mnie i bez Basi, bo ja wieczorem załapałam straszliwego doła i powiedziałam, że nigdzie się nie ruszam, Basia zaś w wielkiej trwodze i panice starała się pisać megaskomplikowane wypracowanie na analizę dyskursu. Nasza „blond bogini zieleni” bawiła się ponoć dobrze, ale zarzeka się, że już przenigdy nie wybierze się bez nas na imprezę, bo podobno to już nie to samo :) I będę może nieskromna, ale chyba ma sporo racji, bo my razem tworzymy grupę, której nie da się oprzeć ;)

Całusy przesyłam,
Nimfa Błotna

P.S. Dziwne to było uczucie, zasypiać płacząc… Jakoś tak tutaj odwykłam od tego…