01 listopada 2006

Wszystkich Świętych w nieco innym wydaniu…

Kolejny dzień, który przywitał nas pięknie świecącym słońcem. Nie było innej rady – po śniadanku udałyśmy się na mszę, potem na balkonie zapaliłyśmy znicze, a popołudniu… ruszyłyśmy na plażę :) Muszę przyznać, że czułam się dość dziwnie, paradując po piasku w sukience i z okularami przeciwsłonecznymi na nosie… 1. listopada kojarzy mi się raczej z pokazem mody (głównie w wydaniu płaszczowo-futrzanym) na cmentarzach…

Wieczorkiem spotkałyśmy się z Agą (taka nasza tutejsza znajoma, coś już o niej kiedyś chyba wspominałam…) w barze, gdzie serwują mariscos, czyli owoce morza. Nie mam pojęcia, jak dokładnie nazywało się to, co skonsumowałyśmy, ale jedno jest pewne – odnóża były najsmaczniejsze ;)