05 stycznia 2007

Cabalgata

Z dzisiejszego dnia dwa wydarzenia warto opisać:

1) byłam w centrum z przypadkowo spotkanymi podczas buszowania po sklepach Januszem, Anią, Asią i Izą na tzw. cabalgacie, czyli takiej jakby parado-defiladzie na dzień przed Reyes Magos, czyli Świętem Trzech Króli. Multum ludzi (głównie rodziców/babć z dziećmi), balony, światła, głośna muzyka i tony wyrzucanych w powietrze cukierków… Tak to more less wygląda ;) Nie dorzucono w moją stronę żadnych słodkości, ale fajnie się to wszystko oglądało, nie powiem…
2) wieczorkiem wybyłyśmy z Margo do kina na „Pachnidło”, ale… się już skończyło ;] Niepocieszone, poszłyśmy więc z braku laku na „Marię Antoninę”… No cóż… nie był to najlepszy film, jaki w życiu widziałam, ale stroje przepiękne!

Aaaa, moje upatrzone „śliwkowe” kozaczki okazały się jednak brązowe, a na dodatek wcale a wcale nie pasują na moje zgrabne łydki :P Trzeba więc będzie poszukać czegoś innego ;)

M. (hmmm… może jak Melchior?)