04 października 2006

„Ja wiedziałam, że tak będzie…” ;)

Wreszcie nadszedł ten dzień – mieliśmy na uczelni pierwsze oficjalne spotkanie wszystkich Erasmusowców. Zbyt wielu nowych rzeczy się nie dowiedziałyśmy (choć ciężko stwierdzić, czy pozostałe 300 osób było równie zorientowane we wszystkich sprawach, jak my ;)), choć trochę newsów było… M.in. wiemy już, że w tym roku czekają nas 3 wycieczki :) Dane nam będzie zobaczyć Santiago de Compostela, A Coruñę i jakieś portugalskie pobliskie miejscowości (wybaczcie lenistwo, nie chce mi się iść sprawdzić ;))

Poza samym spotkaniem zbyt wiele ciekawych rzeczy na uczelni nie było. A, przepraszam, zrobili nam test, żeby przydzielić nas do odpowiednich grup na kursie hiszpańskiego dla obcokrajowców. Zobaczymy, jak się spisałyśmy :) Poza tym, dali mi ciężki orzech do zgryzienia, bo zorganizowano także kurs galicyjskiego (w niewielkiej dawce samego języka, ale głównie tutejszej geografii, historii, literatury, mitologii, kina itd.itp.). Wydaje się to wszystko bardzo ciekawe, do tego – co dziwne – jest DARMOWE. Szkopuł w tym, że odbywa się we wtorki i czwartki od 16 do 18.30… I teraz tak… Hiszpański dla obcokrajowców prawdopodobnie odbywał się będzie w poniedziałki, środy i piątki w godzinach 17-19… Niezłe kiblowanie na uniwerku :/ We wtorki i czwartki zajęcia mam do 13… Pytanie – czekać 3 godziny na ten kurs galicyjskiego i kończyć CODZIENNIE w okolicach 19, czy dać sobie spokój? Nie mogę się zdecydować L

W domu wielka „niespodzianka” – przyszły do nas (mnie i Gosi) paczki! Pobiegłyśmy na pocztę jak na skrzydłach… wracałyśmy niekoniecznie w tym samym stylu, bo Gosia miała do taszczenia 10 kg, a ja… 20 !!! Ludzie patrzyli na nas trochę jak na zwierzątka w ZOO :) Ale co tam, dotachałyśmy to wszystko… Ileż było radości przy otwieraniu wszystkich tych pakunków :) Dziękuję, mamo i tato, za wszystko :) Poczucie humoru Was, widzę, nie opuszcza (dla niezorientowanych – przysłano mi RÓŻOWĄ lampkę na biurko i RÓŻOWĄ teczkę W KROWY na dokumenty, do tego RÓŻOWE słoniątko z mydła i RÓŻOWĄ mydelniczkę… róż będzie mnie już prześladował do końca życia ;P).

Wieczór spędziłyśmy przed ekranem laptopa, bo Gosia dostała pocztą trochę filmów. Niczym bohaterki kina amerykańskiego, przygotowałyśmy w mikrofalówce popcorn (to jest dopiero wynalazek, normalnie bomba:P) i zasiadłyśmy przed kompem. Starość jednak nie radość – nie obejrzałyśmy filmu do końca (nie wiem jak to możliwe, że odeszłam od Johnny’ego z własnej nieprzymuszonej woli… chyba serio się starzeję…) i poszłyśmy spać.

Pierwsza noc pod śpiworkiem… „Ja wiedziałam, że (kiedyś) tak będzie…” :)

M.

P.S. Cieszę się, Krzyś, że Twój zabieg się udał, i że wszystko jest OK. Czuwałam :) Teraz będę trzymać kciuki za dalsze Twoje poczynania, daj tylko znać, kiedy :)
P.S.2 Zmienilam znowu dizajn bloga... Zgadnijcie, dlaczego?:P Podoba sie? ;)

1 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

"Dizajn" bardzo się podoba. Wchodząc na bloga od razu czuje się ten hiszpański klimat.
A ten Ronan może by tak parę lekcji ang?
Strict teacher

08 października, 2006  

Prześlij komentarz

<< Home