03 października 2006

Kasztany

Dziś z Gosią miałyśmy tylko jedne zajęcia (2 godziny), więc całkiem sympatycznie, jak na pierwszy dzień po 3-dniowym weekendzie :). W drodze na przystanek panna Wójcik oświadczyła mi, że wzięła ze sobą reklamówkę i będziemy zbierać kasztany (ponoć te jadalne), które znajdują się na terenie uniwerku. Chcąc nie chcąc, poszłam z nią i zbierałam… Pokłute mam caluteńkie dłonie :) A ludzie stojący na przystanku patrzyli na nas jak na jakieś chore umysłowo ;) Ale za to jaka oszczędność – takie kasztany w Al Campo kosztują ponad 4 Euro za kilogram!

Wróciłyśmy do domu i ugotowałyśmy te brązowe cudeńka. Czułam się trochę jak jakiś Robinson, który – celem przetrwania – poszukuje nowych jadalnych roślinek w swoim otoczeniu :) Ale wiecie co? Te kasztany są naprawdę SMACZNE! Pachną trochę jak gotowany bób, w konsystencji też nawet są podobne… Tyle, że smakowo trochę bardziej słodkawe. Ale smaczne :) Ciekawe, czy jutro czekają nas jakieś rewelacje żołądkowo – jelitowe… :P Się okaże…

W skrzynce pocztowej kolejna niespodzianka – kartka imieninowa od rodziców! Uznali (tak napisali), że nigdy moich imienin nie obchodzili, ale jako, że jestem daleeeeko daleeeeko, to każda okazja dobra jest, by ją jakoś uczcić i nawiązać ze sobą kontakt :) Muchas gracias, Mamo i Tato! Co prawda do moich imienin jeszcze kilka dni, ale któż by przypuszczał, że przesyłka na trasie Polska-Hiszpania trafia do adresata szybciej, niż ta na trasie Polska-Niemcy?:P Cóż, absurdy tego świata ;)

Dobra, idę poczytać trochę gramatykę hiszpańską, bo jutro mam test kwalifikujący do grup na kurs hiszpańskiego dla obcokrajowców. Co prawda właściciel naszego mieszkania twierdzi, że kompletnie nie rozumie, po co przyjechałyśmy do Hiszpanii w celach naukowych, skoro władamy hiszpańskim tak świetnie i biegle (matko, co za komplement… szkoda tylko, że prawda jest tylko częściowa…), ale… No, wypadałoby się dostać do najlepszej grupy… A ja nie za wiele już pamiętam z mowy zależnej, strony biernej i tych innych… A zatem – idę ryć :P A w trakcie nauki wszamam jeszcze trochę kasztanów, a co!

M.

P.S. Jak tam, kochani moi Przyjaciele, Wasze pierwsze dni na uniwerkach? Trzymałam mocno za Was wszystkich kciuki!

1 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

No co to się na tym świecie porobiło!!! Gdy byłaś mała robiłaś z kasztanów ludki,a teraz je przyrządzasz i pałaszujesz.
Nie obrosłaś po nich kolcami?

A może zróbcie sobie zapasy zimowe?(jak drewne kocury albo inne takie}
Always Oszczędna

06 października, 2006  

Prześlij komentarz

<< Home