07 grudnia 2006

Salamanca?

Caluteńkie przedpołudnie tłumaczyłyśmy... Fajny ten nasz przedmiot, te tłumaczenia, ale czasem męczy bardzo... Zwłaszcza, jak człowiek chciałby robić coś innego ;) Maleńką przerwę w pracy zrobiłyśmy tylko na okres pakowania plecaków (tudzież toreb podróżnych:P) i ostatecznie odeszłyśmy od ekranu dopiero o godzinie 17.

Do Salamanki jechałyśmy autobusem, sześć godzin... Podróż niby bezproblemowa, ale dojście do dworca autobusowego w ulewie uważam za przeżycie średnio przyjemne... Ostatecznie, w stolicy uniwersyteckiej byłyśmy coś koło 1 rano... Zaopiekował się nami na miejscu nie kto inny, jak Karolina, czyli (dla zorientowanych more less w temacie) moja jedyna dotychczas uczennica, jeśli o język hiszpański chodzi [aż dziw bierze, że po lekcjach ze mną chciała mnie jeszcze kiedykolwiek oglądać :P].