05 grudnia 2006

WCIĄŻ LEJE… (może jak to napiszę, to przestanie?)

Jestem już „zamatriculowana”, się znaczy, moja kieszeń lżejsza jest o 30 Eurasów ;) Mogę się za to poszczycić cudownym kartonikiem, który głosi całemu światu, żem studentką Uni w Vigo (nasze legitymacje są ładniejsze, a myślałam, że to niemożliwe…)


Na galicyjskim prowadziłam dziś zajęcia o polskich przesądach… W castellano, rzecz jasna, ale starałam się co nieco w galego wtrącać choć od czasu do czasu ;) Dowiedziałam się za to po raz setny, że świat jest maleńki, bo Julia (pewna Niemka) ma dziadków, którzy mieszkają w… Unnie… Od dziś Unna miastem wszystkich dziadków i babć ;)


W domu niespodzianka – mikołajkowa kartka z domu. Jako, że kartki nie mieszczą mi się już na półeczce, postanowiłam poprzyklejać je ładnie do szafy… Teraz to dopiero są ozdobą pokoju :D Wśród wszystkich rodzinnych dumnie wybijają się dwie „obce”, się znaczy kartka jeszcze z Polski od mamy Madzi i świąteczna z Nowej Zelandii… Całkiem fajnie to wygląda:)


Na pocieszenie (bo „ciągle pada”…:/), pokupowałyśmy sobie „nieco” słodkości świątecznych. Pójdzie w biodra, trudno, ale jakie to wszystko pyszniutkie… :)