15 czerwca 2007

Uprzejma prośba…

Piii Piii – mój telefon z polskim numerem zasygnalizował kilka dni temu nadejście SMSa. „Zwracam się z uprzejmą prośbą o rychłą aktualizację bloga ;)” – napisała autorka wiadomości… No wszystko fajnie, ale O CZYM JA MAM PISAĆ?

O tym, że już drugi tydzień z rzędu walczę zawzięcie z łaciną, bo nasz kochany ksiądz ma swoją wizję świata i sesji i co rusz to wymyśla nowe zagadnienia do zaliczania?
O tym, że pogoda ładna tylko wtedy, gdy muszę być na uczelni/na egzaminie/na lekcji prywatnej, etc., a jak już mam wolną chwilę, to albo leje, albo pochmurno, albo zimnawo?
O tym, że przytyłam w „pupie” i pasie na tyle (najpierw widać było tylko po wadze, teraz ciało nabrało nowych kształtów), że mieszczę się już tylko w jedne swoje spodnie, a resztę będę zmuszona na dniach dokupić?
O tym, że zepsuły mi się moje kochane klapki (te, co to ze mną pół Europy zjeździły), i że rozpaczam z tego powodu straszliwie, bo muszę pochować je w Hiszpanii?
A może o tym, że pożegnałam ostatnio najbliższego mi tutejszego Erazmusa w postaci Thomasa i teraz tak już pójdzie po kolei, pożegnanie za pożegnaniem?

Nie, nie… Napiszę lepiej o tym, że już niebawem, bo 3-go lipca będę płakać ze szczęścia, bo zobaczę się wreszcie z dwiema przyjaciółkami (szkoda tylko, że reszta nie przyjedzie, ale może to byłaby za duża dawka emocji?)…
O tym, że po raz pierwszy w życiu jestem należycie (choć smarkato) zakochana, w dodatku z wzajemnością, i że prawdopodobnie mogę się spodziewać gościa z Irlandii na początku lipca :)
O tym, że w przyszłym tygodniu szykuje się całkiem sympatyczna wycieczka; będzie znowu wypaśny obiad, prom i w ogóle, fajowo… Byle tylko pogoda dopisała…
O tym, że już niedługo skończą się te wszystkie cholerne egzaminy i zaliczenia, i będę płaszczyć cielsko na plaży, kąpać się w oceanie i zmieniać (tym razem stopniowo;)) kolor skóry na piękny złocisty brąz ;)
No, i może jeszcze o tym, że ten rok w Hiszpanii (który krok po kroku dobiega końca, niestety) był chyba jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się w dotychczasowym życiu przytrafiły (a jeszcze we wrześniu pisałam tu „JA JUŻ NIE CHCĘ DO TEJ GŁUPIEJ HISZPANII!!!”)… Wstyd przyznać, ale zostałabym tu chętnie jeszcze troszkę dłużej, gdyby tylko wszyscy zostali tu razem ze mną… Ale, jako że wyjeżdżają, to wyjadę i ja! ;)

Na koniec dodam tylko, że trzymam mocno kciuki za Maję w anglojęzycznych stronach… Oby Ci się wszystko udało jak należy! Darragh zakochał się w Twoich zdjęciach, moja droga :)

Buziaki do wszystkich przesyłam, jak będę mieć jakieś nowe zdjęcia, to wrzucę… Trzymajcie się, kochajcie mnie dalej i… widzimy się całkiem niedługo!!!

M. jak Majka (to moja nowa ksywa na Castelao:P)

P.S. I co, Asiu, zadowolona? :)

13 czerwca 2007

Prezencik...



Czyzby to byl moj prezent od Boga? :)


07 czerwca 2007

A miał być Joshua…

Moje życie ostatnimi czasy jest tak niezmienne, jak pogoda za oknem. Na zewnątrz upalnie, parno, duszno, człowiek poci się przy najmniejszym wysiłku… Mój żywot zaś kręci się wokół egzaminów (taka ładna ściema, żeby brzmiało, że coś tu pożytecznego robię) i… no oczywiście, Irlandczyka, który zrobił mi papkę z mózgu i zakłócił spokojne i zwykle zbyt wolne bicie mojego serca ;)

Nie dzieje się nic ważnego, o czym mogłabym pisać; nie robimy zdjęć, więc nie mam tu co zamieszczać… Ale jak się już ruszymy w końcu kilka razy na plażę i pięknie opalimy, to pewnie, że będą fotki – będziemy się całemu światu chwaliły naszymi pięknymi złocistymi cielskami, a co?!? :)

Generalnie, dużo odpoczywamy, zbieramy siły na zbliżające się noce imprezowe (zacząć powinny się w czwartek, skończyć koło niedzieli, ale jak będzie – się okaże…) i troszkę się uczymy, bo od czasu do czasu przychodzi dzień egzaminów różnistych… Póki co wyników żadnych nie znamy, więc nie mamy się czym pochwalić :P Ale, dajcie nam nieco czasu ;)

Czekam na wszelkie wieści z Polski (a propos – piszą tu w gazetach o naszej cudnej Teletubisiowej akcji… ależ „dumna” jestem z naszej ojczyzny ;/ ),

Moany Mirella

P.S. Tytułowy Joshua to – dla niewtajemniczonych – wyśniony przeze mnie przed wyjazdem na Erazmusa Anglik, w którym miałam się tu zakochać na zabój… z wzajemnością, rzecz jasna ;)
P.S.2 Widziałam już Shreka 3!!!