DOTARLAM
Jestem w Hiszpanii, cala i zdrowa... Zmeczona nieco i zrozpaczona troszke tez, bo jednak zdazylam juz przywyknac do polskiej rzeczywistosci... Ale, dajmy czasowi szanse ;)
Odezwe sie wkrotce z jakims madrzejszym postem.
Caluje!
M.
Blog ten powstał z myślą o ludziach mi bliskich, których interesować będą moje losy na obczyznie :) Już za Wami wszystkimi tęsknię! Bądźcie ze mną chociaż myślami :)
Jestem w Hiszpanii, cala i zdrowa... Zmeczona nieco i zrozpaczona troszke tez, bo jednak zdazylam juz przywyknac do polskiej rzeczywistosci... Ale, dajmy czasowi szanse ;)
Comeback do Polski... Niespodziankowy come back... :):):)
Kolejne zdjecie z serii "artystyczne"
Mikołaj spłatał nam psikusa i zapomniał o nas… Widać nie byłyśmy wystarczająco grzeczne ;)
Zamiast prezentów miałyśmy całą masę roboty, bo przed Świętami trzeba oddać parę prac i innych takich, a w planach mamy od jutra różne wycieczki, co nieco skraca czas, który można by na ich (zadań) wykonanie poświęcić… No tak, to jednak może i był Mikołaj, skoro mamy długi weekend (od dziś do niedzieli), a co za tym idzie – możliwość podróżowania…? Jeśli wszystko się uda – ja z Gosią będę już jutro w Salamance, a Basia w Fatimie :) Trzymajcie kciuki, głównie za ładną pogodę!
Najlepszym Mikołajem była dziś Margo – zrobiła pyszny obiadek racuszkowy… Palce lizać! Nareszcie mam jakiś nowy przepis :) Prościutkie to, a takie smaczne… Swoją drogą, to wielka szkoda, ale póki co nie poznałam żadnych przepisów typowych czy to dla kuchni hiszpańskiej, czy to ogólnoświatowej… No, ale czasu jeszcze troszkę na to wszystko mam…
Pozdrawiam i całuję wszystkich, nawet niedobrego Krzysia, który napisał mi w SMSie, że jest dziś w TV Magda M.
M. jak Mikołaj (tudzież jak Magda M.) ;)
Jestem już „zamatriculowana”, się znaczy, moja kieszeń lżejsza jest o 30 Eurasów ;) Mogę się za to poszczycić cudownym kartonikiem, który głosi całemu światu, żem studentką Uni w Vigo (nasze legitymacje są ładniejsze, a myślałam, że to niemożliwe…)
Na galicyjskim prowadziłam dziś zajęcia o polskich przesądach… W castellano, rzecz jasna, ale starałam się co nieco w galego wtrącać choć od czasu do czasu ;) Dowiedziałam się za to po raz setny, że świat jest maleńki, bo Julia (pewna Niemka) ma dziadków, którzy mieszkają w… Unnie… Od dziś Unna miastem wszystkich dziadków i babć ;)
W domu niespodzianka – mikołajkowa kartka z domu. Jako, że kartki nie mieszczą mi się już na półeczce, postanowiłam poprzyklejać je ładnie do szafy… Teraz to dopiero są ozdobą pokoju :D Wśród wszystkich rodzinnych dumnie wybijają się dwie „obce”, się znaczy kartka jeszcze z Polski od mamy Madzi i świąteczna z Nowej Zelandii… Całkiem fajnie to wygląda:)
Na pocieszenie (bo „ciągle pada”…:/), pokupowałyśmy sobie „nieco” słodkości świątecznych. Pójdzie w biodra, trudno, ale jakie to wszystko pyszniutkie… :)
Już prawie jestem prawną studentką uniwerku w Vigo, wreszcie wypełniłam matrículę… Teraz pozostaje jeszcze zapłacić jedyne 30 Euro w banku i… voila!
Poza tym, że leje cały dzień, nie zdążyłam na uczelni zjeść obiadu (czego efektem było pochłonięcie wczorajszych kotlecików kurczakowo-musztardowych i zupy w tempie rekordowym), a podeszwy stóp prawie mi odeszły z powodu odmoczenia, to wszystko w normie…
Tym razem M. jak matrícula :)
(czyli podwójne znaczenie moich problemów z czasownikiem „kochać”)
Tak, jak w tytule posta, tak i u mnie w domu… Od jutra będę się budzić i czuć od razu na sobie ciekawski wzrok Asi i Kondzia. Zerkać na mnie będą (jako już czynią) z kartki mojego ukochanego kalendarza :)
Na łacinie wielki przełom – od dziś znać powinnam już nie tylko wszystkie deklinacje, ale też WSZYSTKIE czasy i tryby! A Maciej i reszta „manady” z Granady (nawet się rymuje:)) narzeka, że musi już umieć „wszystkie trzy deklinacje, a to taaaaakie trudne”… No proszę Was :)
Rzeczy się dzieją niesłychane, dziś kolejny dzień bez imprez, bo Basia po raz enty w tym miesiącu nabawiła się migreny i postanowiłyśmy z Gosią być solidarne – jak ona nie wychodzi, to my też nie! (swoją drogą, zna ktoś jakąś metodę na zwalczanie zbyt często występującej migreny?)
W nagrodę obejrzałyśmy sobie w dwójkę Shreka (po hiszpańsku!!! I był popcorn!!!:)), ale ze zmęczenia obie usnęłyśmy na ślubie ;) No matko jedyna, do czego to dochodzi?